Robin Williams. Kolejny, który wg. mnie był odważny…
Dlaczego odważny ? Dlaczego nie mięczak czy życiowy tchórz … ?
Temat dotyczy nie tylko Pana Robina ale wszystkich tych, którzy kiedyś targnęli się na takie decyzje. Mniej czy bardziej znanych osób, tutaj to nie ma żadnego znaczenia …
Miałem kiedyś kolegę. Kolegę, który w pewnym momencie swojego życia wybrał takie rozwiązanie. Na szczęście miał szczęście bo przeżył.
Pogadaliśmy sobie kiedyś o tym wszystkim.
Interesowało mnie co w takiej chwili się przeżywa o czym myśli, jakie zachodzą w głowie kalkulacje czy zachodzą i w ogóle itp.
Usłyszałem.
Stary to jest bardzo proste. Bardzo komfortowa sytuacja czy chwila. Nie czujesz żadnego zagrożenia. Nie myślisz o konsekwencjach. Racjonalne myślenie ? Oczywiście cały czas myślisz, że myślisz racjonalnie w pełnym zakresie konsekwencji i skutków. Mózg wbija się chyba w jakiś stan chyba egoizmu bo myślisz tylko o sobie. Nie myślisz o bliskich.
Nie myślisz o konsekwencjach. Nie myślisz o problemach a tylko o ucieczce od nich.
Czy coś widzisz jakieś słynne światełko w tunelu itp…?
Nie pamiętam.
Mówił dalej.
Wyobraź sobie, że leżysz w wannie. Ciepła woda. Obok żyletka. Nie widzisz w niej zagrożenia a jedynie przyjemność, drogę do radości, drogę do życia bez problemów.
Drogę do ucieczki od tego wszystkiego. Nie ma rozpatrywania w kategoriach realnego życia i tego poza nim. Wszystko jest jednym. Tam dalej jest to co tutaj tylko bez tych przyziemnych problemów.
A rodzina, bliscy ?
Sorry ja przynajmniej o nich chyba wtedy nie myślałem. Nie wiem, nie pamiętam. Można mieć rodzinę, dzieci ale w takiej chwili mózg albo coś innego wbija Cie w stan…
– Stan ucieczki ?
– Nie wiem jak to nazwać. To proste. Wiesz, czujesz, że jak to zrobisz to będzie już tylko fajnie i wtedy tylko tego chcesz. Reszta się nie liczy.
Niech każdy z was sam oceni czy to odwaga czy tchórzostwo.
Dla mnie odwaga. Tak to czuję…
Kumplu. Jeśli kiedyś trafisz tutaj, odezwij się zawsze.
Mamy w sumie do pogadania po tylu latach…
Witaj Pani Nieznajoma…
Przyznam, ze dyskusja wyjatkowo rpzbudowana i energetyczna. Temat trudny.
Dziekuje, za Twoje przemyslenia. Przyznam, ze strasznie trudno jest mi sie do nich odniesc.
Szczerze, nie wiem co Ci mogę doradzic czy w ogóle mogę.
W dyskusji pojawialy sie rozne poglady, porady. Tak jak piszesz nie ma jednej zlotej, tej sprawdzonej. Trzeba chyba starac sie robic wszystko a szczegolnie zyc blizej ludzi.
Trzymaj sie cieplo. Zycze Ci tylko samego dobrego a jak bede mogl w czyms pomoc nawet najdrobniejszym to pisz. Wiesz gdzie mnie znalezc.
Pozdrawiam Cię.
Robert
Czytałam rozmowę pod linkiem jaki zamieściłeś na facebooku do tego artykułu (znajoma znajomego). Nawet wśród ludzi, którzy się tam wypowiadają, widać, jak trudno jest zrozumieć 'zdrowej' osobie, co to znaczy mieć depresję itp. Byłam szpitalu psychiatrycznym, zdiagnozowano u mnie depresję, błędnie. Wyszłam i rok po tym wzięłam 90 tabletek antydepresyjnych, wylądowałam na toksykologii. Po tym trafiłam do szpitala po raz drugi. Przez 2 miesiące mnie nie leczyli, bo nie wiedzieli 'co ze mną zrobić'. Kiedy w końcu trafiłam na odpowiedniego psychiatrę, okazało się, że mam zaburzenie osobowości. Łączy się to z zaburzeniami odżywiania, chęcią kradzieży, popełniania szalonych rzeczy, cały czas czuję, że ktoś mnie chce porzucić. Ciągle wszystkich przepraszam: za to, że kichnęłam, że zaszeleściłam torebką. Ta choroba powoduje, że nie wiem kim jestem. Nie umiem opisać, co dokładnie czuję w tym momencie. Dlaczego wszyscy uważają, że rozwikłaniem sprawy może być zwyczajna pogawędka z bliskimi ludźmi? Wiele razy to przerabiałam. Z takiej rozmowy wychodzi awantura, bo ja siedzę, wyję, bujam się i nie umiem odpowiedzieć na żadne z zadanych prostych pytań: jak się czujesz, dlaczego płaczesz. NIKT NIE JEST W STANIE MNIE ZROZUMIEĆ. Dlaczego w naszym kraju rozmowa o takich sprawach kończy się burzliwą dysputą i każdy uważa, że ma rację? Nie twierdzę, że ludzie nie mają prawa do własnej opinii itp. ale wystarczy, że dopuścimy do siebie znaczenie słów innych osób. Ktoś uważa, że ludzie krzywdzą i tylko zwierzęta są najlepszymi przyjaciółmi, ktoś odpowiada, że to bzdura, bo trzeba rozmawiać z bliskimi i oni się liczą. Jeszcze ktoś inny twierdzi, że wśród ludzi nie można być samotnym. Można…i nawet ta osoba nie chce wiedzieć, jak bardzo. Moja wypowiedź może wydawać się negatywna, krytyczna i z wydźwiękiem jakoby wszyscy inni byli debilami i nie mieli pojęcia o problemach. Przepraszam, nie chciałam, naprawdę. Sama jestem zmęczona już walką o to, żeby ktoś mnie zrozumiał, wysłuchał choć do końca i spróbował sobie wyobrazić, co przeżywam, co dzieje się z mojej głowie. Czasami mam ochotę rozedrzeć swoją skórę, do wnętrzności i pozwolić, by te wszystkie złe rzeczy ze mnie uleciały.
Anonymous, kurde, ale to wszystko nie jest tak proste jak komentujesz…:(